Właściwie to ja nie lubiłam kotów. To moja córka Aśka chciała kotka. 14 lipca 2003 roku mój świat, ludzki, ułożony - stanął na głowie...
To moja córka Aśka chciała kotka. Długo wmawiałam jej, że jesteśmy uczulone na kocią sierść. Kiedy była w 6 klasie zażądała testów alergicznych, które rzecz jasna nie wykazały żadnego uczulenia. Sasiądka mojej koleżanki z pracy miała kotkę, nie wysterylizowaną, która obdarzała ją co jakiś czas miotem. Weź kotka, znowu Jessi jest kotna - prosiła moja koleżanka. Jeżeli będzie czarna dziewczynka, to wezmę - powiedziałam oczywiście w duchu nie wierząc, że tak będzie.
On był rudy, ona... Czarna! Słowo droższe niż pieniądz - we wrześniu razem z moją Aśką i moim tatą pojechaliśmy po kotkę. Była taka maleńka, wystraszona, oczy miała jak złote spodki... Tato przytulił ją do siebie, a ona wczepiła się w niego całym swoim czarnym ciałkiem. Wzruszył mnie ten widok i szepnęłam - jaka ona milusia! Nazwałam ją - i w tym momencie poczułam, że świat ją przyjął. Dotąd niczyja, bezimienna - stała się jego częścią...
Jednak po przyjeździe do domu to moja Aśka i mój tato opiekowali się nią. Ja patrzyłam z dystansem na wszystko. Oni ją pokochali - ja tolerowałam. Aż pewnej nocy usłyszałam cichy płacz. Wstałam, podeszłam do kartonu, w którym na miękkim posłaniu leżała ona. Podniosła głowę, łezki płynęły po kocim pyszczku, a mnie.. Mnie pękło serce-z ogromną miłością przytuliłam Milusię.. Moją Milusię...
W tym roku, 14 lipca moja kocia córunia kończyć będzie 16 lat. Nauczyla mnie miłości, empatii, innego spojrzenia na świat. W tym roku dzięki niej mija również 5 lat mojego wolontariatu w krakowskiej fundacji Stawiamy na Łapy.
Takie jest życie, nigdy nie wiemy, jakie przed nami stawiać będzie wyzwania - to, które podjełam prawie 16 lat temu było jednym z dwóch najlepszych w moim życiu.
Jako wolontariuszka zawsze promuję adopcję kotów niczyich, porzuconych, skrzywdzonych przez człowieka. Muszą odzyskać ufność, że nie każdy z nas, ludzi jest zły. Że umiemy kochać, dbać, opiekować się nimi aż do końca.
Milusia nie wyróżnia się niczym pod względem fizycznym. Ot, kotka "dachóweczka". Kocham ją najbardziej na świecie, bo rozumie mnie, jak nierzadko żadna inna istota ludzka. Wyczuwa mój nastrój i jak terapeuta leczy moje cialo i nieraz serce. Jest zawsze obok mnie, jak cień. Połączenie metafizyczne? Może.
Ze względu na płochliwy charakter mojej kotki nie adoptuję na razie nowych zwierząt.
Czy polecam adopcję ? Tak! Z mojej historii widać, że kot może być lekiem na zło tego świata, na samotność, na ból serca.