Katarzyna i Trombocyt z OTOZ Animals Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt „Ciapkowo”
To jest zupełnie zwykła, do bólu banalna historia. Umarł mój poprzedni stary pies, więc mogłam dać dom kolejnemu. Pojechałam do schroniska, wybrałam Trombocyta. Czemu akurat jego? Bo mam małe mieszkanie i koty, a on jest nieduży i nie tyle łagodny, co ciapowaty i dobry. Podpisałam adopcję, zapięłam smycz na psiej obroży, pojechaliśmy do domu. I tyle.
Czemu pies ze schroniska a nie z hodowli? Bo zawsze adoptuję starsze, nikomu niepotrzebne psy. Bo na takie nie ma zbyt wielu chętnych, a one tym bardziej potrzebują domowej normalności, człowieka, kocyka i miski. Bo starszy zwierzak nie jest przeterminowanym jogurtem, który się wyrzuca do śmieci.
Sama adopcja nie była skomplikowana. Dwie wizyty w schronisku, jeden podpis, jakaś drobna opłata i koniec. Trombocyt zaaklimatyzował się od razu, w ciągu paru godzin. Dogadał się z kotami, najmłodszą koteczkę cierpliwie pokochał, podbił serce mojej mamy. Jest dobry, nieprzytomnie do nas przywiązany, trochę autystyczny i wiecznie roztargniony i wciąż rozpaczliwie pilnuje swojej miski. Ale i tak najbardziej go kocham za to, że jest.
Adoptowanie zwierzaka to coś niezwykłego dla obu stron. Spotykają się dwa światy, człowiek i zwierzę, spotykają, poznają, zaczynają się sobą cieszyć. Nie potrafię powiedzieć, kto więcej zyskuje. Pies ma dom, a człowiek ma szczęście.
Tak, adoptuję kolejnego zwierzaka, gdy Trombocyt odejdzie na wieczną wachtę. I następne, zanim sama nie zestarzeję się na tyle, że nie będę mogła wyprowadzać psa na spacer.