Historia Agaty i Cezara ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Kętrzynie
Będąc w gimnazjum zaczęłam jeździć na wolontariat do pobliskiego schroniska dla zwierząt. Już przy pierwszej wizycie, gdy widziałam psiaki proszące o choć chwilę uwagi, łzy ciekły mi po policzkach i wtedy zrozumiałam, że nigdy nie kupię psa z hodowli. Zapragnęłam zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby zmienić życie tych biednych istot, które zostały skazane przez ludzi na tak ciężki los.
W każdej wolnej chwili odwiedzałam moich podopiecznych w schronisku. Wyprowadzałam je na spacery, czesałam, bawiłam się z nimi. Pewnego wakacyjnego dnia przechodząc koło boksów zobaczyłam nowego, wyjątkowo wystraszonego psiaka o imieniu Cezar. Jego oczy były niesamowicie smutne, a on był bardzo wycofany. Panikował na widok człowieka i chował się w najdalszym kącie budy. Nie było mowy o tym, żeby dał się pogłaskać lub wyszedł na spacer.
Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele musiał przejść, że tak bardzo boi się kontaktu z człowiekiem. Postanowiłam go oswoić. Za każdym razem, gdy przyjeżdżałam do schroniska, najpierw biegłam do jego boksu. Gdy otwierałam go, on od razu uciekał. Podchodziłam do budy, uważając na każdy swój ruch, aby nie wystraszyć Cezara jeszcze bardziej. Godzinami siedziałam przy nim i mówiłam do niego.
Po pewnym czasie zauważyłam, że psiak na mój widok merda ogonem i już nie ucieka do budy. Łzy szczęścia zaczęły spływać po moich policzkach, a ja tak bardzo chciałam go przytulić, lecz wiedziałam, że nie mogę, bo to mogłoby go wystraszyć. Mijały dni, a nasza relacja była coraz silniejsza, Cezar powoli zaczynał mi ufać.
Pewnego dnia delikatnie wzięłam go na ręce i wyniosłam z boksu na trawę. On się bardzo bał, a ja chciałam, żeby zaczął robić postępy i poznawać nowe miejsca. Godzinami leżeliśmy na trawie, psiak był zbyt zestresowany, aby chodzić na spacery. Ale w tym czasie głaskałam go i przyzwyczajałam do siebie. Po około miesiącu byłam jedyną osobą, z którą Cezar wychodził na spacery i wybieg. Oboje z niecierpliwością czekaliśmy na moją kolejną wizytę w schronisku. Uwielbialiśmy spędzać razem czas.
Po kilku miesiącach udało mi się namówić moich rodziców na adopcję Cezarka. Obiecałam wziąć na siebie wszystkie obowiązki, bo on miał być naszym drugim już psiakiem. Sama adopcja nie była skomplikowana. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 2011 roku pojechaliśmy całą rodziną do schroniska, aby zabrać Czarusia do domu. Z racji tego, że nie byłam jeszcze pełnoletnia, mój tata podpisał umowę adopcyjną, a później wszyscy pełni wrażeń pojechaliśmy do domu.
Cezar był bardzo zestresowany, bał się wejść do samochodu oraz do domu. Musiałam dość często wnosić go na rękach. Wydaje mi się, że oprócz tego, że kiedyś był bity, ktoś musiał go zamykać w małych pomieszczeniach, z których Cezar nie mógł się wydostać. Jego panika na widok zamkniętej przestrzeni była nie do opisania.
Psiak klimatyzował się bardzo długo w naszym domu. Mi już ufał, lecz moim rodzicom i siostrze nie. Łatwiej było mu się przekonać do kobiet, zaś tacie dał się pogłaskać dopiero miesiąc po adopcji. Cezar przeszedł ogromną przemianę. Polubił towarzystwo ludzi i innych psiaków, zaczął czerpać radość z życia, wspólnych spacerów oraz spania w łóżku. Jednak to wszystko trwało bardzo długo. Czarek stał się „normalnym” psem po dopiero 3 latach od adopcji.
Odkąd go mam, staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi, jesteśmy nierozłączni. Psiak wyjechał ze mną na studia, chodzimy razem na wykłady (studiuję Behawiorystykę Zwierząt), spędzamy mnóstwo czasu na spacerach i wybiegach dla psiaków.
Najbardziej kocham go za to, że jest przy mnie zawsze. Gdy jest mi smutno, wystarczy, że podejdzie i poliże mnie po twarzy, a na niej zaraz pojawia się uśmiech. Dzięki niemu zmieniłam formę swojego wolontariatu – teraz wraz z koleżanką prowadzimy swoją stronkę PSIEłamana serce, wyciągamy psiaki ze schronisk, zabieramy je do domowych hotelików, a później szukamy im cudownych, pełnych miłości domów.
Cezar nauczył mnie spokoju i cierpliwości oraz dał ogromną satysfakcję z postępów w pracy. Dzięki niemu zainteresowałam się psychiką zwierząt i wybrałam ten kierunek studiów. To on sprowadził moje życie na taki tor i jestem mu za to bardzo wdzięczna.
Szczerze polecam wszystkim adopcję psiaków ze schronisk, ponieważ uważam, że te doświadczone przez los zwierzaki kochają mocniej i naprawdę potrafią docenić swojego właściciela. Adoptując, zmieniamy życie jednej skrzywdzonej istoty – moim zdaniem nie ma nic piękniejszego. Ja na pewno pomogę jeszcze wielu psiakom w swoim życiu, zarówno zabierając je do hotelików i szukając nowych domów oraz adoptując do siebie. Nie wyobrażam sobie innego, przyszłego życia.